W Alushcie znowu chcemy wziąć "kwartiry" i to na 2 dni.
Gdy tylko wysiadamy z autobusu od razu podchodzi do nas pani z zapytaniem czy nie potrzebujemy noclegu, za chwile pojawia się następna. Targujemy się z nimi, a właściwie one ze sobą, obie przekonują nas żebyśmy wybrały ich ofertę. Sytuacja się przedłuża, nie wiemy kogo wybrać, a one obie ciągle przekonują. Straszna sytuacja, czuliśmy się rozdarci i nie wiedzieliśmy co zrobić. W końcu wybraliśmy opcję za 30 UAH, niedaleko od dworca i 10 minut na nogach od morza. Jak się potem okazało Ukraińcy potrafią upiększyć rzeczywistość jeśli chcą zarobić. Naszą kwaterą było dwu pokojowe mieszkanie w bloku, z kuchnią i łazienką- ekstra! Z tym, że jak się potem okazało do morza się szło jakieś 20 a nie 10 minut jak mówiła pani właścicielka. Co więcej, zażądała za nie więcej niż ustaliliśmy na dworcu. Poczuliśmy się wyrolowani i po dalszych negocjacjach cena została wypośrodkowana, stanęło na 35 UAH za noc od osoby. To chyba niewiele za całe mieszkanie do dyspozycji :) a było ono całkiem dobrze wyposażone, np. 2 TV z kablówką.
Ten wieczór spędziliśmy na odpoczynku, kąpielach w ciepłej wodzie, graniu w karty i jedzeniu.
Plan na następny dzień: góry.
Niestety następnego dnia czułam się jeszcze gorzej i o górach mogłam zapomnieć. Tak więc, z Szymonem wybraliśmy się do apteki i nad morze.
Alushta jest dość dużym miastem. Plaże są betonowe i płatne. Mnóstwo straganów z pamiątkami i sporo atrakcji dla turystów. Mnie nie przekonują takie miejsca, Alushty nie polecam!
A szkoda, że panuje tam taki klimat, bo miasto jest otoczone morzem i malowniczymi górami , których ludzie zdają się nie zauważać.
Nasz następny cel- Jaskółcze Gniazdo. Z Alushty jedzimy busem do Jałty za 8 UAH.