Na Świętym Nosie obraliśmy sobie za cel zdobycie jego szczytu- Glinki 1877 m n.p.m
Wiedzieliśmy że nie będzie łatwo, ostrzegano nas przed bardzo stromymi podejściami. Mimo to rankiem następnego dnia zwinęliśmy namioty i wyruszyliśmy w drogę wraz z całym ekwipunkiem, a mieliśmy dość ciężkie plecaki. Po drodze oczywiście spotkaliśmy Polaków.
Tak jak podejrzewaliśmy- było ciężko. Plecaki dawały w kość, a przed nami mnóstwo stromych podejść. Wiedzieliśmy że nie damy rady wejść tego dnia na szczyt. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi i byliśmy zmuszeni nocować na szlaku. W związku z tym że nie było miejsca na rozbicie namiotów, rozbiliśmy szałas z plandeki. Rano, po nieprzespanej nocy w szałasie, wyruszyliśmy w drogę.
Aura nam jednak nie sprzyjała bo przeszliśmy parę metrów i zaczęło padać. Chwilę przeczekaliśmy pod plandeką i zdecydowaliśmy się iść dalej. Okazało się że rosyjskie szlaki są nieoznakowane, o ile w ogóle są...
Sami szukaliśmy sobie najlepszej trasy. W dodatku kończyła nam się woda i siły...
Jednak udało się, tego dnia weszliśmy na szczyt. Okazało się że na szczycie są idealne warunki na rozbicie obozu, łąka, mchy i w dodatku są źródełka...!Jesteśmy uratowani!
Na szczycie spędzamy cały kolejny dzień i odpoczywamy.
Na drogę powrotną obraliśmy inny szlak, według mapy. Ale jak się już zdążyliśmy wcześniej przekonać w Rosji ciężko o oznaczone szlaki... Było bardzo ciężko, a gdy już zeszliśmy z grani natknęliśmy się na...niedźwiedzia! Odpaliliśmy petardę i misio uciekł gdzie pieprz rośnie. Kolejną noc też zmuszeni byliśmy spędzić w górach. I kończyła się nam woda pitna. Jednak w nocy była burza i spadł deszcz, więc nałapaliśmy deszczówki- mieliśmy wodę na kolejny dzień.
Dzień przedzierania się przez tajgę. Ale udało się dotarliśmy z powrotem nad Bajkał. Co więcej rozbiliśmy się tuż obok bardzo miłych Rosjan, którzy zaprosili nas do siebie na herbatę i wódkę ;) Rosjanie okazali się być bardzo uprzejmi i gościnni.
W tym miejscu spędziliśmy kolejne 2 dni, żeby wypocząć, wykąpać się w Bajkale i degustować omula.
Niestety zdarzył się też wypadek. Adam machnął sobie siekierą w nogę. Na szczęście szybko udzielono mu pierwszej pomocy, skończyło się na 7 szwach.
Ze Świętego Nosa rozpoczynamy już właściwie naszą drogę powrotną. Udajemy się do Ust'-Barguzin, skąd mamy marszrutkę do Ułan- Ude.
Święty Nos jednym słowem -niezapomniane przeżycia!
Sedno całej wyprawy syberyjskiej.