Docieramy do przejścia granicznego. Celnik chce od nas „dokumenty z maszyny”, my odpowiadamy, że „nie, nie- my jesteśmy pieszo…”, a koleś się cieszy. Też sobie znalazł moment na żarty ;] Z jednego punktu kontrolnego do drugiego jest jakieś 1,5 kilometra, i to pod górkę… droga dłuży się niesamowicie. Chorwaccy celnicy chcą przetrzepywać nam plecaki. Celniczka karze mi wszystko wyciągać z torby…mmm… że też zawsze muszę mieć taki bałagan, wyciągam jej więc stosy husteczek, papierków itp… sama tego chciała. Szymon ma małego stresa, bo w plecaku przemyca 2 litry lozy kupionej na targu, oczywiście z domowego wyrobu… ale jego nie przetrzepują tak jak mnie. Zupełnie nie rozumiem, czemu ja wzbudzam większe podejrzenia!
Tuż za przejściem kontynuujemy łapanie stopa. Po niecałej godzinie zatrzymuje się starsza pani rozklekotanym starym golfem. Jedziemy do Dubrownika!