W Zagrzebiu mamy być koło 18, więc przed nami cały dzień jazdy. Czas mija miło na pogawędkach z Panem Kierowcą. Opowiada on nam nieco o Chorwacji, pokazuje ciekawsze miejsca, żałuje że nie zobaczymy kanionu rzeki Krka. Zatrzymujemy się w pewnym zajeździe i na kawę i naleśniki- Pan Kierowca stawia… trafiliśmy na bardzo fajnego człowieka. Wysiadamy na autostradzie przed Zagrzebiem. Aż smutno było się rozstawać…
Wysiedliśmy w nieciekawym miejscu, nie tylko ze względu na łapanie stopa. Tam po prostu w ogóle nie było warunków sprzyjających pieszym. Oczywiście musimy się przenieść w inne strategiczne miejsce. Przedzieramy się za barierkami autostrady, poboczami, po trawie, ze ślimakami w sandałach…:( Robi się ciemno i szanse na złapanie jakiekolwiek stopa są minimalne, tak więc gdy przypadkiem zatrzymuje się samochód i kierowca może nas podwieźć „tylko kawałek” to i tak się decydujemy. Jednak po chwili rozmów z nami kierowca decyduje się pomóc nam nieco bardziej. Okazuje się że jego dziewczyna studiowała w Polsce i on nawet był w Krakowie, więc mieliśmy o czym rozmawiać. Zabrał nas pod firmę, w której pracuje, żeby zmienić samochód i podwozi na w niby „lepsze miejsce do łapania”. Problem polega na tym że jest zupełnie ciemno, a dookoła tylko autostrady i kawałek pobocza. Łapiemy chwile, ale stwierdzamy że dalsze łapanie nie ma sensu i rozkładamy namiot… 2 metry od drogi. Muszę przyznać że właściwie nie zmrużyłam oka, ciągle miałam wrażenie że zaraz coś przejedzie mi po nogach. Nie mówiąc już o tym że było tak głośno że nie dało się spać. Czekałam tylko aż zrobi się jasno…