Na miejscu - w Svetym Stefanie - mam spotkać się z Szymonem. Żeby było zabawniej i bardziej problemowo, zapomniałam włączyć roaming. Dzięki pomocy pani pilotki i innych współtowarzyszy podróży udaje mi się z nim skontaktować i spotykamy się pod hotelem Adrovic.
Rozbijamy namiot w kempingu Crvena Glavica. Znajduje się on w gaju oliwnym. Miejsce bardzo urocze, jedynie warunki sanitarno- higieniczne pozostają wiele do życzenia. (namiot- 3EUR, osoba- 2,5 EUR, tax- 1EUR = 6,5 za dobę)
Przy kempingu znajduje się malownicza, kamienista plaża. Można popływać, aczkolwiek trzeba uważać na jeżowce. Na plaży jest też mała i dość droga knajpka.
W Svetym Stefanie spędzamy dwie noce. Zażywamy kąpieli słonecznych i morskich i degustujemy miejscowe trunki :)
Na wyspę nie udaje się nam dostać, choć podobno można tam wejść za "jedyne" 5 EUR.
Miasteczko ma specyficzny, przyjemny klimat. Pomijając oczywiście zatłoczone plaże przy wyspie.
Generalnie Sveti Stefan jest godny polecenia z perspektywy biwakowania w Kempingu Crvena Glavica i plażowania na tamtejszej plaży.
Po dwóch dniach słodkiego, słonecznego byczenia ruszamy w drogę. Naszym celem jest Kanion rzeki Mrtvice. Aby tam dotrzeć musimy dojechać do Podgoricy. Próbujemy łapać stopa w Stefanie, ale miły turysta o amerykańskim akcencie oświeca nas, że samochody jadące do Podgoricy raczej tamtędy nie przejeżdżają, bo skręcają wcześniej na trasę przez Cetinje. Możemy coś złapać, albo przed Budvą, albo w Sutomore, przed wjazdem do tunelu.