Wyruszamy do Kanionu. Po drodze spotykamy czeskich turystów. Jest z nimi pies podróżnik, który jeszcze rano nam towarzyszył. Zmienił kompanów, może oni mieli kiełbasę?
W związku z tym, że Szymon miał okazję poznać już te tereny, zmierzamy szlakiem znanym tylko miejscowym, który prowadzi przez krzaki do kamienno-drewnianego mostu.
Dziwi mnie fakt, że w przewodniku Bezdroży nie ma żadnych informacji na temat tego miejsca. Według mnie, kanion jest wart zobaczenia. Szlak ciągnie się wzdłuż kanionu, coraz wyżej nad rzeką i wiedzie przez malowniczy teren.
Docieramy do kamienno-drewnianego „Mostu za Mrtvo Duboko”. Dalej szlak wiedzie przez las rodem z baśniowych opowieści. Dochodzimy do miejsca zwanego „Kapija Zelja”. Jest to lazurowo niebieskie oczko na rzece. Dalej, po około godzinie marszu, szlak wiedzie przez „Mrtvickie Grede”- korytarze wyrzeźbione w skale. Trzeba przyznać, że miejsce robi wrażenie. Szlak wije się wysoko nad rzeką, aż strach spojrzeć w dół. Ściany kanionu mają podobno nawet 1000m. Widoki są niesamowite. Kresem naszej wędrówki jest „Plaża”- można tam zejść nad rzekę. Odpoczywamy tam chwilę i ruszamy w drogę powrotną.
Od momentu „Mostu za Mrtvo Duboko” idziemy inną drogą. Mijamy gospodarstwa wiejskie na totalnym odludziu. Kolejną atrakcją kanionu jest duży kamienny most. W tym miejscu Mrtvica osiąga największą głębokość przy zadziwiającej przejrzystości.
Spragnieni i wymęczeni tropikalnym upałem wracamy do wiejskiego pubu po plecaki. Dajemy się skusić na tamtejszą kawę i piwo ;)
Namiot rozbijamy w tym samym miejscu.
Zaczepiają nas młodzi tubylcy zajmujący się wędkowaniem.